O książce "Slow fashion" napisanej przez Joanne Glogaze, autorkę bloga styledigger.com wspominałam już w poście "Fajne rzeczy wrzesień - październik 2015", jednak ta książka tak mocno na mnie wpłynęła, że warto o tym napisać.
Ci którzy obserwują mojego bloga od początku pamiętają moją metamorfozę. Z zamkniętej w sobie dziewczyny, wyglądającej jak szara myszka, a może nawet jak zwykły niechluj, zmieniłam się w bardziej otwartą i dużo lepiej wyglądającą co najważniejsze dziewczynę/kobietę.
Jak to powiedziała raz na jednym z wykładów moja Pani Profesor: "W życiu pewne są tylko 3 rzeczy: śmierć, płacenie podatków i zmiany."
Więc zmiany u mnie trwają nadal.
Po zmianach jakie wprowadziłam czułam się i wyglądałam lepiej, jednak nadal coś mi nie do końca grało. Szafa pełna ubrań, a wybranie stroju było moim utrapieniem, powodem do nerwów i rozdrażnienia.
W tym roku na przełomie września i października w moje ręce trafiła książka "Slow fashion", która pomogła mi uporządkować wszystko co siedziało mi w głowie odnośnie ubrań. Nie chcę pisać kolejnej recenzji tej książki, bo w sieci jest ich wiele. Chcę Wam napisać jak ta książka wpłynęła na mnie, co się zmieniło.
Zacznijmy na początku od tego, że po wielu latach dopiero odkryłam swój rozmiar ubrań. Cały czas w głowie miałam kompleks mojej szczupłości. Wiem, że nie należę do jakiś strasznie wychudzonych, ale męczyły mnie ciągłe komentarze jaka to ja jestem chuda, pewnie nic nie jem itd. Postanowiłam kupować większe ubrania by się ukryć.
Tak jak duże ubrania nie dodają ciałka, tak te za małe nie wyszczuplają.
Dziewczyny, pamiętajcie żeby bez względu na to czy nosicie rozmiar 34-38 czy też 40-46 nosić ubrania w swoim rozmiarze, bo wtedy wyglądacie najlepiej.
Więc spodnie w rozmiarze 38-40 zamieniłam na te w rozmiarze 34-36, koszulki w rozmiarze M-L zamieniłam na te w rozmiarze XS - małe M. Wyglądam teraz dużo lepiej, zdrowiej i nie wydaję się już taka chudziutka.
Gdy już poznałam mój rozmiar problemem okazałą się bardzo niespójna zawartość mojej szafy. Lekko mówiąc groch z kapustą. Paski, krata, szalone nadruki, kolory, mix stylów. Często miałam taki problem, że np. jakaś koszulka wyglądała dobrze z jednymi spodniami, więc na codzień ubierałam się cały czas tak samo.
Latem zaczęłam zauważać, że najchętniej sięgam po proste i klasyczne ubrania. Najczęściej były to koszule, koszulki, sweterki w klasycznych kolorach bieli, czerni, granatu, szarości, czy też w pastelowych, przydymionych kolorach beżu, różu czy błekitu, do tego trochę khaki i bordowego.
Jeśli nie macie pomysłu na siebie lub swoją szafę w książce "Slow fashion" znajdziecie serię kilku zadań, które Was nakierują na to co tak na prawdę Wam w duszy gra.
Pomyślcie w jakich ubraniach czujecie się najlepiej, jakie ubrania najbardziej Wam się podobają.
Ja założyłam sobie w telefonie folder w którym zapisuję moje inspiracje ze strony zszywka.pl, weheartit.com i z Instagram. Zauważyłam, że to co zapisuję tworzy jedną całość i to właśnie tak chcę wyglądać.
Poniżej zamieszczam Wam kilka przykładowych inspiracji. Więcej możecie znaleźć na moim Tumblr pozytywna28.tumblr.com (macie też link do niego w zakładkach bloga)
Gdy już mamy jakąś wizję siebie co robimy dalej? Idziemy na zakupy? Nie koniecznie.
Na początek powinniśmy przejrzeć zawartość naszej szafy, żeby sprawdzić co mamy, co nam odpowiada, a czego nam brakuje.
Wtedy tworzymy listę zakupów.
Ja moją listę aktualizuję co jakiś czas. Wykreślam z niej rzeczy które kupiłam i dopisuję to co jeszcze wpadło mi do głowy.
Gdy jesteśmy przy tematyce zakupów przybliżę Wam jak to wygląda u mnie.
- Kupuję tylko to co pasuje do wizji mojego stylu.
- Staram się kupować rzeczy, które są na mojej liście zakupów.
- Wiem czego chcę i kupuję tylko to co spełnia w 100% moje wymagania.
Z SH jest taki problem, że kupujemy dużo, bo jest tanio. Zadowalają nas rzeczy, które nie zawsze spełniają nasze wymagania, ale wyboru nie ma. To nic, że za małe/za duże, że kolor i fason nie do końca nam odpowiada, ale jest tanie, więc kupujemy.
Dziewczyny, koniec z tym!
Bez sensu jest zapychanie szafy ubraniami, które nie leżą dobrze, bo nie będziemy ich i tak nosić.
Pamiętajcie, że każda z nas zasługuje na wszystko co najlepsze. Lepiej kupić jedną koszulkę i sweter, który spełnia nasze wymagania, niż kupić siatkę ubrań, bo tanie.
Pieniędzy nie ma, ubrań dobrych też, miejsca w szafie brak, a pojawia się złość i irytacja.
Na tę chwilę wiem, czego chcę, wiem jak chcę wyglądać, więc moje zakupy są bardziej udane. Wydaję mniej, bo nie mam problemu z nietrafionymi zakupami. Zakupy trwają krócej, bo nie błądzę po sklepie tylko wiem czego szukam.
Sposobem na uniknięcie nietrafionych zakupów jest całkowite wykluczenie czegoś takiego jak:
- Zakupy z nudów.
- Zakupy bardzo szybkie, pod wpływem chwili.
- Zakupy na pocieszenie i poprawę humoru.
Musimy wyrobić w sobie ten upór i siłę, by kupować tylko rzeczy w naszym stylu, coś co na 100% będziemy nosić, będzie w naszym rozmiarze i będzie spełniało nasze wymagania.
Świetnym pomysłem na zakupy jest nie kupowanie ubrań za pierwszym razem. Gdy upatrzycie sobie np. spódnicę nie kupujcie jej od razu. Prześpijcie się z tą decyzją. Gdy po kilku dniach zdecydujecie się po nią wrócić, będzie pewne że zakup jest strzałem w 10, bo został bardzo dokładnie przemyślany.
Co z trendami dyktowanymi przez magazyny?
Jeśli któryś z trendów pasuje do Was, będziecie się dobrze w nim czuły, współgra z waszym stylem, to kupujcie.
Ślepe dążenie za modą jest słabe, bo trendy które sugerują nam magazyny to tak naprawdę napędzanie sprzedaży. Która marka zapłaci więcej za reklamę jakiegoś produktu, to znajdzie się on na 100% w trendach.
Gdy co sezon Wasz styl się diametralnie zmienia to znikacie w tłumie. Raz jesteście rockowe, później pastelowe, następnie jesteście dziewczyną gangstera bo to modne. Oczywiście moda powinna być zabawą, jednak unikajmy ubierania się niczym manekiny sklepowe czy też "uliczne klony".
Uwierzcie, że gdy sprecyzujecie swój styl będziecie bardziej charakterystyczne niż gdy ubierzecie się od góry do dołu w topowe trendy, o których za chwilkę wszyscy zapomną.
Ja po przeczytaniu książki "Slow fashion" i znalezieniu swojej modowej ścieżki zrezygnowałam z kupowania magazynów i śledzenia trendów. Wiem czego chcę, wiem w czym wyglądam dobrze i nie muszę już być z tym wszystkim na bieżąco.
Jak widzicie u mnie cały czas zmiany, rozwój osobisty w pewnym stopniu można to nazwać zmądrzeniem w pewnych kwestiach.
Mam nadzieję, że dzisiejszy post przypadnie Wam do gustu, a może nawet pomoże w odnalezieniu siebie i swojego stylu.
Jeśli będziecie zainteresowane podobnymi postami piszcie, a chętnie będę tworzyć takie treści które w pewien sposób będą postami o rozwoju osobistym. Będzie mi miło, gdy będę mogła tymi postami komuś pomóc, bo od dziecka jestem osobą, która lubi zbawiać świat, a na chwilę obecną takie posty pomagają mi samej.
Piszcie śmiało w komentarzach co sądzicie o tym poście, jakie przemyślenia Wam się nasunęły po jego przeczytaniu.
Buziaki!!!
Pozytywna28
Fajny przydatny post :)
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że się podoba :)
UsuńMasz całkowitą rację, jeśli chodzi o zakupy w SH. Sama potrafię pójść do lumpa,wydać dychę i wyjść z wielką siatą pełną ciuchów. Co z tego, że tego nigdy nie ubiorę? Kosztowało złotówkę. A ta bluzka trochę sprana, ale za kilka groszy, bo na wagę.
OdpowiedzUsuńKoniec końców, lumpeksowe szaleństwa skończyły się tak że... poszła mi szafa. Dosłownie. Po jej naprawie wzięłam się za ostrą selekcję i wyrzuciłam/wydałam większość z tych ubrań. Niektórych oczywiście ani razu nie miałam na sobie.
Teraz już nie szaleję. Na kartce zapisuje części garderoby, których potrzebuję, bądź których potrzebuję mniej, ale po prostu chce je mieć. I dzięki temu, kiedy idę do SH wiem za czym się rozejrzeć. Niekiedy ćwiczę siłę woli, bo widzę coś co mi się podoba, ale umiem sobie powiedzieć DOSYĆ, I TAK NIGDY TEGO NIE UBIERZESZ. I to działa :)
Więc masz rację -kupujmy z głową, wiedząc czego chcemy. Z klasycznymi ubraniami jest o tyle fajnie, że czasami wystarczy jakiś szalony dodatek - czerwone szpilki, wielki wisiorek, by wyglądać obłędnie. Pozdrawiam :)
Brawo!!! Oby tak dalej :*
UsuńJa zawsze właśnie karcę się w myślach, bo wiem, że nie będę nosić czegoś tak często, a chce to kupic .;p
OdpowiedzUsuńmój blog, hooneyyy
Wow, świetnie to wszystko opisałaś! :) Kiedyś jak wchodziłam do SH to dostawałam małpiego rozumu i tak jak wspomniałaś brałam coś co nie do końca mi pasowało, ale było tanie więc grzech nie kupić. Teraz stwierdziłam, że szkoda tych nawet 8zł żeby kupić jakąś szmatkę, której nigdy nie ubiorę. Owszem, zdarza się to nadal, ale najczęściej z tego powodu, że nie mierzę tam ubrań ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko! :)
Bardzo fajny post! :)
OdpowiedzUsuńJak będę w Polsce to popatrzę za ta książką :)
Pozdrawia!
Świetny wpis! ❤
OdpowiedzUsuńznam ten problem kiedy rozmiar się zmienia . w sklepie nadal biorę za duże ubrania , a zakupy online stały się jedną wielką pomyłką :(
OdpowiedzUsuńPrzemyślane zakupy to coś czego muszę się nauczyć. Już jestem w tym co raz lepsza. :D
OdpowiedzUsuńhttp://whatisinthehat.blogspot.com/
Ja co prawda nie mam problemu z ilością ubrań w szafie, gdyż dość często robię ich segregację i zostawiam tylko te, które faktycznie noszę. Do tego mój styl jest mocno klasyczny, monochromatyczny i elegancki. Nie lubię szalonych wzorów, śmiesznych nadruków, itd. Książkę jednak przeczytałam jednym tchem i cóż... doszłam do pewnych wniosków, które cały czas wprowadzam w życie. Czuję, że jestem na dobrej drodze :) Zabieram się za przeglądanie Twojego tumblra! :)
OdpowiedzUsuńGenialny wpis...
OdpowiedzUsuń