Maj za nami, więc przyszedł czas na ulubieńców kosmetycznych kwietnia i maja. Tym razem udało mi się uzbierać sporą ilość produktów, które jak dla mnie są godne polecenia.
Jeśli jesteście ciekawi co i dlaczego pokochałam w maju i kwietniu zapraszam do dalszej lektury.
Zacznijmy od pielęgnacji, bo tych kosmetyków jest mniej. Jestem wierna produktom które u mnie się sprawdzają, ale lubię też czasami coś przetestować.
Barwa Siarkowa Krem siarkowy długotrwale nawilżający - ostatnio zauważyłam, że moja cera zaczęła się mocniej przetłuszczać, czyli brakowało jej nawilżenia (u mnie właśnie tak się to objawia, tylko w ekstremalnych warunkach pojawiają się suche skórki). Znalezienie dobrego i nie szkodzącego mi kremu jest dosyć trudne. Większość nie zapewnia mi nawilżenia, a jedynie pozostawia tłustą i lepką warstwę, a dodatkowo zawarta w nich parafina(?) potrafi naprawdę nieźle zapchać. Jakiś czas temu Sylwia Gaczorek na swoim Snapchat polecała kosmetyki właśnie z Barwy Siarkowej, postanowiłam zaryzykować i zakupić ten krem. To był strzał w 10. Używam go na noc i na dzień o ile nie nakładam makijażu. Sprawuje się fantastycznie. Zdecydowanie nawilża, bardzo fajnie się wchłania i nie pozostawia tłustej warstwy. Razem ze mną ten krem pokochał mój chłopak. Jestem z niego bardzo zadowolona, bo widać poprawę stanu mojej cery. A co najważniejsze nie spowodował żadnych wyprysków czy zapchania porów.
Jeśli posiadacie cerę trochę problematyczną to zdecydowanie Wam go polecam. Po nałożeniu odczuwa się niesamowity komfort i ukojenie.
Cena tego kremu waha się w granicach 15-20zł.
Farmona Nivelazione Drenujący peeling antycellulitowy do ciała - chyba kiedyś na blogu już wspominałam o tym produkcie. Mogliście też w grudniu wygrać go w moim rozdaniu. Przez kilka miesięcy udało mi się przetestować inne tego typu produkty, ale znowu wróciłam do niego. Peeling ten raczej nie przypadnie każdemu do gustu. A dlaczego? Bo to na prawdę konkretny zdzierak. Od kilku lat zmagam się z problemem wrastających włosków na nogach, dlatego też stawiam na częste peelingowanie ciała i mocne nawilżanie. Ten produkt jest tak mocny, że aż czasami podczas używania go i pocierania skóry nóg odczuwam lekki dyskomfort na dłoniach, a nogi robią się lekko zaczerwienione. Ale to efekt który mi bardzo odpowiada, od kiedy używam go regularnie stan moich nóg uległ poprawie. A co z efektem antycellulitowym? Widać, że nogi są bardziej jędrne i gładkie, jak dla mnie jakiś malutki efekt daje. Cena to ok. 10zł
No to teraz przejdziemy do kolorówki. Jest zdecydowanie kilka produktów, które musicie poznać, a może i nawet przetestować.
Makuep Revolution Redemption Palette Essential Mattes 2 - od kiedy kupiłam tę paletę używam tylko jej, był moment że malowałam się nią "od święta", ale ostatnio gości też w moim makijażu codziennym. Cudowne kolory, boska pigmentacja, pięknie się rozcierają i blendują, praktycznie wcale nie ma problemu z osypywaniem. W połączeniu z bazą o której za chwilkę będziecie mogli przeczytać tworzą zestaw idealny, nie do zdarcia. Makijaż wykonany tymi cieniami przetrwał jakieś 18h(!!!), kolory nie zbladły, nic się nie zebrało w załamaniach powieki. Makijaż od początku do końca był w takim samym stanie. A jak wiecie podczas wesela ma warunki ekstremalne do przeżycia.
Cena paletki to ok. 20zł. Możecie zakupić je w drogeriach internetowych, moja pochodzi z www.ezebra.pl
Ingrid Cosmetics Baza pod cienie - to właśnie to maleństwo w połączeniu z cieniami z MR potrafi przetrwać na moich tłustych powiekach 18h(!!!). Kiedyś już pisałam o tym produkcie na blogu, również w ulubieńcach, ale ostatnio niewiele brakowało by okrzyknąć ten produkt bublem roku. Przez chwilę myślałam, że produkt nadaje się tylko do kosza, ciężko się nakładał i rolował na moich powiekach. Dałam mu znowu szansę i chyba po prostu nauczyłam się ją aplikować. Wystarczy naprawdę niewielka ilość by pokryć całą powiekę poprzez lekkie wsmarowanie i wklepanie produktu w skórę. Jej beżowy kolor powoduje, że drobne zaczerwienienia i żyłki na powiece są zakryte. Cienie pięknie się do niej przyczepiają, a ich kolor zostaje podbity. Nie ma problemu z blendowanie. Moje powieki są raczej tłuste, cienie na nich szybko znikają, rolują się i wchodzą w załamania. Baza ta jak już wspominałam w połączeniu z cieniami MR przetrwała na moich powiekach bez żadnych uszkodzeń 18h(!!!). Jak dla mnie rewelacja, a kosztuje ok. 10zł.
Loreal Volume Million Lashes So Couture - nie wiem jak mam opisać ten tusz do rzęs. To chyba będzie ulubieniec roku, a może i życia. Jest po prostu genialny. Fantastyczna silikonowa szczoteczka, która nabiera idealną ilość produktu, pięknie podkreśla i rozdziela rzęsy. Kolor tuszu jest czarny, ale nie szaro czarny, tylko na prawdę czarny. Konsystencja tego produktu chwyciła mnie za serce, jest kremowa lekko masełkowata(?). Tak jakby była wzbogacona jakimś olejkiem, co daje efekt bardzo fajnej czerni, ale też komfort noszenia. Przy innych tuszach odczuwałam suchość w oku, tutaj nie ma mowy o czymś takim. Rzęsy są uniesione, lekko pogrubione i wydłużone. Znalazłam nareszcie tusz dla siebie. Jedynym jego minusem jest cena, w drogeriach stacjonarnych kosztuje ponad 60zł, jednak w drogeriach online możemy zakupić go już za 35zł. Jak dla mnie jest zdecydowanie wart swojej ceny. Od kiedy zaczęłam go używać, wcześniej kochany przeze mnie tusz z Lovely okazał się totalnym przeciętniakiem. Już planuję zakup kolejnego opakowania.
No to teraz czas na produkty do ust. Nadal stawiam na na odcienie brudnego różu, coś naturalnego, codziennego.
Golden Rose Matte Lipstick Crayon nr. 10 i 13 - pomadki te goszczą w mojej kosmetyczce od niedawna, ale już je pokochałam i od momentu zakupu używam tylko ich. Mają piękne kolory i fantastyczną konsystencję. Pomimo tego, że są to matowe pomadki, to jednak mają bardzo przyjemną i kremową formułę. Nie ma mowy o żadnym przesuszeniu i ściągnięciu ust. Bardzo łatwo możemy pomalować nimi usta, a dodatkowo pomadka pozostanie na nich bardzo długo. Coś czuję, że nie skończy się na tych dwóch kolorach. Cena to ok. 12-15zł w zależności od miejsca zakupu.
Golden Rose Emily nr. 204 konturówka do ust - zanim zakupiłam pomadki w kredce z Golden Rose na moich ustach bardzo często pojawiała się właśnie ta konturówka. Ma bardzo trudny kolor do określenia, bo jest niby naturalny, lekko nude, brązowy, brudno - różowy, czerwony i rudawy jednocześnie. Ciężko go jednoznacznie określić, ale jest na prawdę piękny. Konsystencja jest dosyć kremowa, ale nie za miękka. Bardzo łatwo się ją nanosi na usta i jest bardzo trwała. Może lekko przesuszać usta, ale to raczej urok każdej z konturówek. Zdecydowanie polecam, bo gdy chcecie uzyskać naturalny look, to widać że usta są ładnie podkreślone, ale nie w przesadzony sposób. Ja bardzo ją lubię i chętnie używam. Koszt konturówki to ok. 5zł.
Od góry: Golden Rose Emily nr. 204 konturówka do ust / Golden Rose Matte Lipstick Crayon nr.10 / Golden Rose Matte Lipstick Crayon nr.13
To już wszyscy moi ulubieńcy kosmetyczni minionych dwóch miesięcy. Jeśli znacie któryś z moich ulubionych produktów, chętnie poznam Waszą opinię i jego temat.
Piszcie w komentarzach jacy byli Wasi ulubieńcy ;)
Buziaki!!!
Pozytywna28
Te cienie do powiek wręcz za mną "chodzą", muszę je w końcu kupić :)
OdpowiedzUsuńZdecydowanie polecam :D
UsuńJestem bardzo ciekawa tego tuszu.
OdpowiedzUsuńDla mnie jest rewelacyjny :D Warto przetestować, ale tylko zamawiając go z drogerii internetowych, bo cena w Rossmannie trochę odstrasza :)
UsuńKredka GR to moje małe marzenie, wszyscy tak zachwalają że i ja zapragnęłam swojego egzemplarzu :)
OdpowiedzUsuńMam te dwa kolory, a już mnie kuszą kolejne :D
UsuńTeż lubię te bazę pod cienie, ale po kilku miesiącach czasami dziwnie się zachowuje na moich powiekach i się kawali przy nakładaniu, nie wiem czemu :/ z Barwy Siarkowej właśnie kupiłam serum punktowe na wypryski, na razie testuję :)
OdpowiedzUsuńZ bazą mam podobnie w sumie :D ale udało mi się ją wyczuć i nakładam bardzo małą ilość :)
UsuńO zauważyłam kilka ciekawych produktów. Kiedyś u siebie na blogu pokazywałam dwie paletki MUR a baza pod cienie z Ingrid jest moim ulubieńcem od czasów kiedy zaczynałam przygodę z makijażem:) Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńCoś czuję, że jeszcze zakupię jakąś paletkę MUR :D
UsuńMiałam ten krem z Barwy i jak dla mnie to totalna klapa. Za mocno pachnie i nic szczególnego nie zdziałał na mojej cerze.
OdpowiedzUsuńNiestety czytałam o nim kilka niepochlebnych recenzji, że np. bardzo zapycha. Moja cera ma ogromne skłonności do zapychania właśnie, ale o dziwo nic złego mi nie zrobił, a nawet faktycznie coś pomógł. Ile kobiet, tyle opinii :D Dużo zależy od cery :)
UsuńBarwy nigdy nie miałam, Ingrid baza kompletnie mi nie leży;/ a paletka MR jest zajebista:D
OdpowiedzUsuńZ tą bazą to różne relacje są :D Raz miłość, raz nienawiść :D Ale wydaje mi się, że udało mi się ją wyczuć i jestem ostatnio z niej bardzo zadowolona :D Zobaczymy czy tak zostanie na dłużej :D
Usuńużywam obecnie tego kremu z barwy pod podkład i nawet fajnie się sprawuje :)
OdpowiedzUsuńświetni ulubieńcy, oj kusisz tymi pomadkami z GR ; ) chyba będe musiała poszukać w mieście takich ; *
OdpowiedzUsuńmiałam krem barwy i u mnie świetnie się sprawdził;)
OdpowiedzUsuńSandicious